niedziela, 7 sierpnia 2016

Rozdział 3

"Myśli, których się nie zdradza, ciążą nam, zagnieżdżają się, paraliżują nas, nie dopuszczają nowych i w końcu zaczynają gnić. Staniesz się składem starych śmierdzących myśli, jeśli ich nie wypowiesz."


     Przez całą drogę powrotną do domu nie odezwałam się ani słowem. Ostatnią osobą, z którą wymieniłam kilka zdań była Eryka. Zrobiłam to jednak z konieczności, a nie chęci na pogaduchy. Teraz dziewczyna prowadziła samochód, a po jej prawej stronie siedział Alvaro. Od razu zrozumiałam w czym rzecz. Przerwałam jakże romantyczną kolację. Do diabła z tą miłością, skoro wszyscy starają się przede mną ukrywać, że coś jest na rzeczy.
     Swoją drogą to dosyć zabawne. Mama okazała się być tak zaaferowana swoim ukochanym, że nawet nie dostrzegła sceny, jaka rozegrała się na chwilę po jego przybyciu. Co prawda pół godziny z mojego życia zostało, w jakże brutalny sposób, wyrwane, ale czy omdlenie kelnerki w kawiarni, w której w tym samym czasie przebywała, nie powinno przykuć jej uwagi?
     Natrętny głos w mojej głowie podpowiadał mi, że właśnie tak chcę myśleć. Kobieta jakimś cudem nie zarejestrowała zdarzenia, a po mile spotkaniu z tym gówniarzem, opuściła lokal. Drugi scenariusz, w którym dostrzegła omdlenie własnej córki i po prostu uciekła stamtąd, wiedząc i widząc, co było tego przyczyną, z całych sił próbowałam zignorować. Nie, to niemożliwe. Starałam się zepchnąć na bok takową wizję, ale zwyczajnie nie potrafiłam. Przed oczami wciąż miałam bukiet czerwonych róż i uderzająco młodą twarz chłopaka, który je trzymał. Gdybym miała wybrać najgorszy dzień w swoim życiu, to bez wahania wybrałabym właśnie dzisiejszy ze względu na groteskową sytuację, jaka rozegrała się na moich oczach.
- To ja może nie będę wam już przeszkadzał.. - oznajmił Alvaro, kiedy dojechaliśmy na miejsce. Gdyby nie jego uwaga, to nawet bym się nie zorientowała. - W razie czego jestem pod telefonem. Możecie dzwonić o każdej porze dnia i nocy - dodał, starając się podchwycić moje spojrzenie. Za wszelką cenę postanowiłam jednak nie dopuścić do sytuacji, w której nasze oczy by się spotkały. Obawiałam się dostrzec w nich odrazę. Obawa ta była zupełnie bezpodstawna, bo nikt poza mną nie wiedział, co stanowiło przyczynę mojej chwilowej niedyspozycji. Pozostałe kelnerki uznały, że to wynik przepracowania i wyznaczyły jedną, która miała czekać, aż ktoś przyjedzie na miejsce, żeby mnie odebrać. Do Alvaro nie odezwałam się ani słowem. Eryce wspomniałam jedynie o tym, że słabiej się poczułam, a ona bez zbędnych tłumaczeń oznajmiła, za ile przybędzie.
- Jeszcze raz dziękuję ci bardzo - odparła Polka. No tak. Gdyby nie ja, to ich wieczór może wyglądałby inaczej... - Chodź, Sara. Idziemy do góry - zwróciła się do mnie, wysiadając z pojazdu. Nie miałam ochoty pójść w jej ślady, ale zbyłam idiotyczną chęć spędzenia reszty życia na tylnych siedzeniach własnego auta. Odpięłam pasy, wysiadłam i zrezygnowanym krokiem poczłapałam w stronę windy. Dlaczego mama nic mi nie powiedziała? Zamierzała kiedykolwiek dać znać? Czemu osobą, którą obdarzyła nie byle jakim, bo najpiękniejszym z możliwych uczuć jest w moim wieku? Czy tata o tym wie? Czy Eryka wie? Czy ona i Alvaro też zamierzają chować się po kątach?
     Od nadmiaru pytań rozbolała mnie głowa. Część z nich w ogóle nie miała racji bytu i zdawałam sobie z tego sprawę. Nie dbałam jednak o to. Nie w tej chwili. Kilka pięter wyżej czeka na mnie łóżko. Może kiedy się prześpię, będzie mi łatwiej myśleć o tym, co dziś zobaczyłam.
- O nie, nie - odezwała się szatynka, kiedy zorientowała się, co zamierzam zrobić. - Mamy do pogadania.
- Nie teraz, proszę...
- Sara, nie rób mi tego - jęknęła zatrwożona. - Powiedz mi, co się stało.. i nie myśl, że uwierzę w kiepskie samopoczucie. To znaczy uwierzę, ale powodem nie jest omdlenie.
     Wzięłam kilka głębszych wdechów, zanim zdecydowałam się na wyjaśnienie tego wszystkiego. Bałam się jednak reakcji przyjaciółki.
- Wczoraj rozmawiałyśmy o mojej mamie.. - zaczęłam, osuwając się na ziemię po ścianie w korytarzu.
- O Boże, coś jej się stało?! - pisnęła przerażona. - Jeszcze przed południem ją widziałam..
- Nie, to nie tak. Wszystko u niej w porządku. Najwyraźniej nawet lepiej niż w porządku - powiedziałam, a pomiędzy brwiami Polki pojawiła się pionowa zmarszczka, jakby próbowała poukładać moją chaotyczną opowieść w całość.
- I co? Widziałaś ją z kimś, tak? Znasz tego faceta? - wypytywała, bo wciąż nie pojmowała, co mnie tak dogłębnie poruszyło.
- Nie, nie znam.. - odparłam. Tym razem się nie odezwała. Usiadła po drugiej stronie pomieszczenia. Oparła się o ścianę, a nasze stopy się zetknęły. - Nawet nie wiem, kto to jest, ale on może mieć najwyżej tyle lat, co my.
- Jesteś pewna? Może to jakaś pomyłka? - zapytała, starając się znaleźć wytłumaczenie dla sytuacji, której nie była świadkiem. Prawdopodobnie dlatego podchodziła do tego z taką rezerwą.
- Jaka pomyłka? Wszedł tam zadowolony z życia, z bukietem czerwonych róż, podszedł do mojej mamy i..
- I co? - dopytywała się.
- Nie wiem, prawdopodobnie leżałam jak długa na ziemi z wrażenia - odparłam, odnosząc wrażenie, że przez twarz Polki przemknął uśmiech. Mnie jednak cała ta sytuacja nie bawiła. Dziewczyna musiała to pojąć w mgnieniu oka, bo po ponownym spojrzeniu na nią, nie dostrzegłam już nawet śladu rozbawienia.
- Chodź tu - powiedziała, po czym podniosła i zajęła miejsce koło mnie. Podciągnęłam kolana pod brodę i pozwoliłam się objąć. Naprawdę potrzebowałam bliskości. Eryka mi ją zapewniła i poczułam się nieco lepiej. Tak, jakby ktoś mi obiecał, że mimo wszystko, jakoś to się ułoży.
- A wiesz co jest najgorsze? Nic mi nie powiedziała, rozumiesz? Myślałam, że układ "mówmy sobie o wszystkim" jest obustronny.
- Ciii... posłuchaj mnie. Mogę ci powiedzieć, jak to wygląda z mojej perspektywy? - Przytaknęłam, bo nie miałam ochoty już nic więcej mówić. Każde kolejne słowo zbliżało mnie do wybuchnięcia płaczem. Ze złości. Z bezsilności. Z poczucia zdrady. - Zobaczyłaś w kawiarni swoją mamę, to fakt. Nawet nie zamierzam ci wmawiać, że być może to jej zaginiona siostra bliźniaczka czy wyjątkowy zbieg okoliczności, ale skąd wiesz, co działo się dalej? Może to jakiś kurier z kwiatami?
- Kurierzy chodzą w roboczych ubraniach. Nie widziałam nigdzie logo firmy - w mig rozwiałam jej przypuszczenia. Mimo to w pewien sposób spodobało mi się szukanie prawdopodobnych scenariuszy oraz powodów tego spotkania przez Erykę. Polka zaczęła przedstawiać już chyba setną możliwość, a z każdą kolejną nieco się uspokajałam.
- Już lepiej? - zapytała po kilku minutach milczenia.
- Tak. Dziękuję - odparłam. W tym momencie nie okazałam się zbyt wylewna, ale to jedno słowo wypowiedziałam szczerze, a to liczy się bardziej niż okraszone dziesiątkami pięknych określeń nieszczerze stwierdzenie.
- Nie masz za co dziękować. W końcu po to tu jestem. Dla ciebie. Pamiętaj o tym, dobrze? Co by się nie działo, możesz mi o wszystkim powiedzieć - zapewniła, a ja pożałowałam ironicznych myśli dotyczących jej i Alvaro. No właśnie..
- I vice versa - powiedziałam. - Co by się nie działo, powiesz mi o tym, tak? - dodałam, spoglądając jej prosto w oczy. Nie wiem, co chciałam tym wskórać. Prawdopodobnie skłonić dziewczynę do przybliżenia mi szczegółów jej relacji z Katalończykiem.
- Powiem - przytaknęła bez zawahania.
- A więc masz mi coś do powiedzenia? - zapytałam, balansując na granicy przyjacielskiej obietnicy i zdemaskowania siebie oraz tego, co mną kieruje.
- W tej chwili? Nic szczególnego. Kolacja stoi nietknięta w lodówce - oznajmiła, uznając posiłek za najważniejszą informację, jaką warto mi w tej chwili przekazać.
- Nie jestem głodna. Chyba pójdę się przespać - odparłam, kiedy uświadomiłam sobie, że mam jeszcze większą ochotę na drzemkę niż niedawno, kiedy to planowałam ją, aby odciąć się na jakiś czas od problemów.
- Sara..
- Tak? - Wyciągnęłam dłoń w kierunku Eryki siedzącej na ziemi. Po chwili obie znajdowałyśmy się już w pozycji stojącej.
- Porozmawiasz na ten temat z mamą? Chciałabym, aby wszystko pomiędzy wami było w porządku, a nie da się tego zrobić bez szczerej rozmowy. Przecież nie zaczniesz jej śledzić na mieście.. - zażartowała, choć oczekiwała ode mnie poważnej odpowiedzi Nagle do głowy wpadła mi pewna idea.
- To bardzo dobry pomysł - oznajmiłam, zmierzając w kierunku własnej sypialni.
     Zanim położyłam się spać, zahaczyłam jeszcze o łazienkę. Szczerze nie lubiłam zasypiać bez wzięcia prysznica. Zdarzało się to naprawdę w rzadkich przypadkach. Poza tym poddając swoje ciało ciepłemu strumieniowi wody, miałam czas, żeby zastanowić się nad jutrzejszym planem działania.
     Przyszło mi go wcielić w życie zaraz po przebudzeniu się. Rano przyszykowałam się do pracy, a podczas obsługiwania klientów raz po raz nerwowo spoglądałam na zegar. Tym razem czas dłużył mi się niemiłosiernie. Czekałam nie tylko na koniec własnej zmiany, ale także na wiadomość od Eryki. Miała poinformować mnie, o której godzinie moja mama opuści dziś biuro. Polka żyła w przekonaniu, że informacja ta potrzebna jest mi do spotkania się z nią po pracy. Ja jednak, w pewnym sensie dzięki niej, zdecydowałam się rozeznać w sytuacji w całkowicie innych sposób.
- Do zobaczenia jutro! - zawołała Sol, kiedy opuszczałam lokal. Pomachałam do niej oraz pozostałych dziewczyn na pożegnanie i wyszłam na zewnątrz. Słońce w pełni spowijało chodniki oraz ulice Barcelony, a ja raz jeszcze wyjęłam z kieszeni telefon, aby przeczytać smsa, jakiego otrzymałam pół godziny temu. Jego treść zadowoliła mnie o wiele bardziej, aniżelibym przypuszczała. Musiałam przejść tylko kilka ulic i znaleźć odpowiednie miejsce, z którego przez najbliższe minuty przyjdzie mi obserwować wejście do restauracji.
     Wyśmienita ku temu okazała się ławka przy zielonym skwerze po drugiej stronie ulicy. Przemknęłam tam w kilka sekund, aby uczynić ją moim prywatnym punktem obserwacyjnym. Nie uważałam siebie za żadnego tajnego agenta czy prywatnego detektywa, ale chciałam raz jeszcze, na własne oczy zobaczyć, jak mama spotyka się z tym szczeniakiem. Uchroni mnie to przed rzuceniem nieprawdziwego oskarżenia, a poza tym oddali nieco w czasie naszą rozmowę, która i tak prędzej czy później musi nadejść.
- Nie przyszedł? - Dopiero po chwili zorientowałam się, że słowa te zostały wypowiedziane do mnie. Mimo to nie udzieliłam odpowiedzi, gapiąc się tak, jakby wypowiedziano je w zupełnie obcym dla mnie języku. - Skoro tak, to może dasz się gdzieś zaprosić? - dodał, jakby moje milczenie nie stanowiło dla niego problemu. Mało tego. Przysiadł na ławce koło mnie. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że swoją nachalnością niwelował pojęcie "przestrzeń osobista". Być może nawet nie istniało ono w jego słowniku.
- Nie. Na nikogo tu nie czekałam - odparłam w końcu, odsuwając się na skraj ławki. Przyjrzałam się teraz dokładnie mężczyźnie, który w tak bezpośredni sposób potrafił zaczepić na ulicy drugą osobę. Nie widziałam w nim nic nadzwyczajnego. Ciemne włosy, opalona skóra i zielone, przeszywające spojrzeniem niemal na wylot, oczy. Coś podpowiadało mi, że czym prędzej powinnam opuścić to miejsce. Jednak aby to zrobić, musiałam przezwyciężyć chęć przyłapania mamy na gorącym uczynku. Ławka była idealnym punktem obserwacyjnym, a tymczasem facet tak bezczelnie się tu wepchnął.
- To co taka piękność jak ty robi sama w tym mieście? - zadał kolejne pytanie, a ja zastanawiałam się, czy resztki drugiego śniadania mam zwrócić tu i teraz czy może poczekać jeszcze chwilę. Nienawidzę takich zaczepek, a już w ogóle nie pojmuję kobiet, którym coś takiego imponuje.
- Mieszkam - odpowiedziałam, licząc na to, że zniechęcę go takimi zdawkowymi odpowiedziami.
- Świetnie.. więc możemy odpuścić sobie zwiedzanie i na przykład pójść do mnie - zaproponował, przysuwając się w moją stronę. Przestrzeń osobista, która została mi na moment zwrócona, ponownie gdzieś uleciała.
- Posłuchaj no.. - zaczęłam, podrywając się z miejsca. - Nie wiem kim jesteś i czego chcesz, ale lepiej zostaw mnie w spokoju - dodałam na odchodne. Odchodne w moim mniemaniu. Facet najwyraźniej miał inne zdanie na ten temat. Chwycił moją dłoń i nie pozwolił mi odejść.
- Tak nie będziemy rozmawiać - oznajmił, również podnosząc się z miejsca. Ton jego głosu uległ zmianie. Zrozumiałam, że powinnam odejść stamtąd zaraz po jego przybyciu. Eryka często wspomina o Polaku mądrym po szkodzie. Coś w tym, cholera, jest.
- Puść mnie! - podniosłam głos. Nie liczyłam na to, że mnie posłucha. Liczyłam na jakiegoś ofiarnego przechodnia, który w heroiczny sposób pomógłby mi z tym nachalnym gościem.
- Słyszałeś ją? - Kamień spadł mi z serca, kiedy jednak ktoś zdecydował się zainterweniować. Po kilku minutach szarpaniny byłam bliska stracenia wszelkiej nadziei na taki rozwój sytuacji.
- Nie wtrącaj się - warknął mężczyzna, jeszcze mocniej zaciskając dłoń na moim przegubie. Chciałam coś zrobić, ale cała moja kreatywność zdała się ulecieć jakiś czas temu wraz z przestrzenią osobistą.
     Koniec końców okazało się, iż wcale nie będzie mi ona potrzebna. Przechodzień, którego przybycie sobie niemal wymodliłam w myślach, podszedł w naszym kierunku, sprawnie obezwładniając szatyna. I choć przyglądałam się całej tej sytuacji, to wszystko stało się tak szybko, że nawet nie potrafiłabym powtórzyć ruchów, jakie wykonał mój wybawiciel.
- Może postawmy sprawę jasno - powiedział, kucając przy mężczyźnie. - Albo się stąd zabierzesz, albo załatwimy to inaczej. - Z ulgą przyjęłam fakt, że wybrał opcję numer jeden. Nie obyło się przy tym bez wypowiadania słów, których wysłuchiwania oraz wpajania oszczędziłam Eryce w trakcie nauki hiszpańskiego.
- Dziękuję - powiedziałam, wciąż pozostając nie dowierzając w to, co przed chwilą miało tu miejsce. Wtedy też wybawiciel odwrócił się w moją stronę, upewniając się, że mężczyzna skręcił w pierwszym możliwym przecięciu dwóch prostopadłych ulic. - To ty... - wyjąkałam, wybałuszając oczy. Szukałam odpowiedniego określenia dla sytuacji, jakie ostatnimi czasy mi się przytrafiały. "Kuriozalne" oraz "groteskowe" wciąż nie oddawały tego w pełni. Otóż stał przede mną chłopak, który to spotkał się wczoraj z moją mamą. Czyżby teraz także pędził na spotkanie z nią, ale po drodze zdecydował się uratować damę w opałach? To jakaś komedia. Nieśmieszna na dodatek.
- Przepraszam, ale.. czy my się znamy? - zapytał zdezorientowany. Zupełnie nie współgrało to z siłą, jaką przed chwilą zademonstrował.
- Ach, no tak.. Tylko powiedz mi, jak mam się do ciebie zwracać? - zapytałam, czując jak coś we mnie pęka. Prędzej czy później musiało to nadejść. Nie byłam w stanie dłużej tłamsić tych wszystkich emocji w sobie. - Tato? Ojcze? Jak śmiesz spotykać się z moją matką? Jest dwa razy starsza od ciebie. Czego od niej oczekujesz? Pieniędzy? Jesteś kompletnym zerem! Jakim prawem mieszasz mojej mamie w głowie?! - wrzeszczałam, dźgając go palcem wskazującym w klatkę piersiową. Jeżeli przed chwilą był zdezorientowany, to teraz był po prostu zszokowany. Idiota jeden. Będzie udawał, że nie wie, o czym mówię.
- Zaraz, zaraz.. - przerwał mi kolejną wiązankę, jaką rzucałam w jego kierunku. - Sara? - zapytał, rozjuszając mnie tym jeszcze bardziej.
- A jak ci się wydaje?! - huknęłam, zwracając uwagę grupy turystów, która postanowiła zatrzymać się na terenie skweru. Chyba wcale bym się nie zdziwiła, gdyby nagle wyjęli aparaty i mnie także postanowili sfotografować. Tu Sagrada Família, tam Casa Milà, a tu rozjuszona Katalonka. Taki mini album z podróży.
- Przestań krzyczeć. - Kiedy dotarło do mnie, że w swoich słowach zawarł prośbę, a nie żądanie, zamilkłam. Nie potrafiłam wytłumaczyć czemu. Po wypowiedzeniu wszystkiego, co leżało mi od wczoraj na wątrobie, poczułam się nieco lepiej. - Już? - dodał, a ja nie odpowiedziałam. - Więc chodź.
- Nie dotykaj mnie - powiedziałam, kiedy chwycił moją dłoń i ruszył przed siebie. Poczułam się, jakby to była powtórka z rozrywki. Skoro już miałam gdzieś iść, to wolałam zrobić to sama.
- Przepraszam - zreflektował się, rozluźniając uścisk.
     Ku mojemu zdziwieniu przeszliśmy na drugą stronę ulicy. Zmierzaliśmy w kierunku restauracji, a ja zastanawiałam się, co zamierza zrobić. Czyżby wczuł się w rolę ojca i zamierzał mnie zaprowadzić przed oblicze matki, aby opowiedzieć o moich wybrykach?
- Tam są drzwi - zwróciłam mu uwagę, kiedy podszedł do jednej z szyb. Nie powiedziałam jednak już nic więcej, kiedy zobaczyłam jego minę. Po prostu ruszyłam w jego stronę.
- Spójrz tam - poinstruował mnie. - Przy filarze, widzisz?
- Tak - odpowiedziałam, przyglądając się parze, która siedziała we wskazanym przez chłopaka miejsce. Jedną z osób niewątpliwie była moja mama... a drugą?
- To mój ojciec - oznajmił zupełnie tak, jakby czytał mi w myślach. Spojrzałam na mojego towarzysza, potem na parę, a w końcu zatrzymałam wzrok na chłopaku, którego jeszcze pięć minut wcześniej podejrzewałam o bycie kochankiem mojej mamy. O mój Boże. Pojęłam, czym jest prawdziwa chęć zapadnięcia się pod ziemię. Na moją twarz wstąpił rumieniec. I to nie byle jaki. Mogłabym startować do zostania pomidorem w walenckiej bitwie na te warzywa.
- Bardzo, ale to bardzo cię przepraszam - wydukałam w końcu. - To wszystko, co powiedziałam..
- No, przyznaję.. jeszcze nigdy w życiu tylu obelg nie usłyszałem - odparł po chwili milczenia. Uśmiech na jego twarzy był zaraźliwy. Już po chwili śmialiśmy się przy restauracji jak dwójka ludzi niespełna rozumu. Czarne chmury, które zawisły nade mną wczorajszego popołudnia, odpłynęły w niebyt, ustępując miejsca słońcu. - Co powiesz na kawę w rekompensacie za te bezpodstawne oskarżenia? - zapytał, a ja musiałam dwa razy zastanowić się nad sensem wypowiedzianych przez niego słów.
- Jeżeli ja w rekompensacie dostanę ciastko za to, że jestem jedyną, która nic nie wie o całej sytuacji - odparłam, szczerząc się do chłopaka.
- Teraz już wiesz - zauważył, odchodząc od witryny.
- Ciastko i tak się należy.
- W porządku - zgodził się. - Jestem Javier - dodał, odpowiadając tym samym na kolejne pytanie, na które chciałam poznać odpowiedź, a którego nie zadałam.
- Sara - przedstawiłam się. - Co prawda już wiesz, ale to tak oficjalnie..
     Mój humor uległ znacznej poprawie głównie ze względu na poznanie szczegółów dotyczących nowego partnera mamy. O wiele łatwiej przyjmowałam do wiadomości fakt, że jest on w jej wieku. Javier, choć nie można mu odmówić poczucia humoru oraz błyskotliwości, jakoś nie pasował mi do tej roli. Na szczęście okazał się on wczoraj być jedynie posłańcem z kwiatami, bo związek rodzicielki z zaledwie rok starszym ode mnie mężczyzną byłby dla mnie niepojętym zjawiskiem, którego nie mogłabym traktować poważnie. I nie przekonałaby mnie żadna sentencja dotycząca ślepej miłości. O nie.
     Chłopak okazał się nie tylko pozytywnie nastawionym do życia człowiekiem, ale i skarbnicą odpowiedzi. Co prawda zadałam mu tylko kilka pytań dotyczących relacji mojej matki z jego ojcem, ale podziwiałam cierpliwość Javiera w kwestii odpowiadania na nie. Z czasem sprowadziłam rozmowę na inne tory, aby nie zanudzić go wypytywaniem o naszych rodziców. Poza tym doszłam do wniosku, że niektóre pytania powinnam zadać własnej mamie, a nie jemu.
     W trakcie tego spotkania dowiedziałam się, że chłopak studiuje, a w wolnych chwilach trenuje brazylijskie jiu-jitsu. Pojęłam, czemu tak łatwo przyszło mu obezwładnić mężczyznę, który mnie zaczepiał. Raz po raz spoglądałam w jego kierunku. Na pierwszy rzut oka określiłabym Javiera jako zadbanego, młodego mężczyznę. Tymczasem jego asem w rękawie okazały się lata treningów. Zawdzięczał im swoją sylwetkę oraz umiejętności. Poza tym opowiedział mi jeszcze sporo ciekawych historii, dzięki którym nieco bliżej go poznałam. Odwdzięczyłam się tym samym. Z tego, co mówił, wynikało, że tak czy siak będziemy na siebie skazani. A o wiele łatwiej znaleźć się w takiej sytuacji z kimś, z kim ma się wspólny język i wie się o nim co nie co.
- Jeszcze raz bardzo dziękuję i jeszcze mocniej przepraszam - powiedziałam, kiedy opuszczaliśmy kawiarnię, w której spędziliśmy ostatnich kilka godzin. Czas ten upłynął zaskakująco szybko.
- Nie ma sprawy. Miło było w końcu cię poznać - odparł, a ja czułam, że są to szczere słowa. Wyszczerzyłam się raz jeszcze do Javiera, kiedy pomyślałam, jak diametralnie zmienił mi się humor dzięki temu przypadkowemu spotkaniu.
     W końcu każde z nas ruszyło w innym kierunku. Ledwo powstrzymywałam się przed pokonaniem ostatnich kilkuset metrów w podskokach, mających wyrazić moją radość. Mój przebiegły plan, choć niezwykle dziecinny i nieprzemyślany, nie przyniósł złych skutków. Przeciwnie, aczkolwiek zwykły fart także miał w tym swój udział. Może nawet większy aniżeli logika.
- Już jestem! - zaświergotałam, wchodząc do mieszkania.
- To.. świetnie - odparła Eryka, która wyszła mi na przywitanie. - Rozumiem, że wszystko poszło dobrze.
- Dobrze? Nawet lepiej niż dobrze! - oznajmiłam, zmierzając w kierunku salonu. - Chodź, usiądziemy, to wszystko ci opowiem.. Och, cześć Alvaro - przywitałam się z przyjacielem, okupującym kanapę.
- Hej - odpowiedział, uśmiechając się do mnie. Prawdopodobnie po raz pierwszy onieśmieliła mnie jego obecność. On także czuł się nieswojo, widziałam to. - Może nie będę wam przeszkadzał. Wyczuwam jakieś babskie sprawy - dodał, podnosząc się z sofy.
- Nie, nie! - wypaliłam natychmiast. Uznałam, że trzeba to raz na zawsze sobie wyjaśnić. - Siadajcie.. oboje - zarządziłam, również zajmując miejsce w fotelu.
- Tajna narada? - zapytał rozbawiony moją stanowczością Katalończyk. Zgromiłam go wzrokiem.
- Jestem dziś w świetnym humorze, więc to najlepsza okazja, aby coś sobie wyjaśnić - tymi słowami rozpoczęłam swoją wypowiedź. - Nie miejcie mnie za ślepą, głupią lub nierozgarniętą. Widzę, że pomiędzy waszą dwójką coś się święci i nie rozumiem, czemu staracie się to tak przede mną ukryć. Nie zamierzam robić z tego powodu żadnego dramatu. Przeciwnie. Jeśli się nie mylę, to zapewniam - jestem pierwszą, która będzie za wami stała murem. Tylko błagam.. nie kryjcie się po kątach jak jakieś dzieciaki. - Swoimi słowami zamurowałam zarówno ją jak i jego. W pewnym sensie mnie to usatysfakcjonowało. Niech wiedzą, że coś w tej głowie jednak mam.
- Sara.. - Eryka podeszła, ściskając mnie mocno.
- Pogadamy rano, a teraz zostawiam was samych - wyszeptałam jej na ucho. Obie się roześmiałyśmy. - Dobranoc, moi drodzy - dodałam, kiedy wstałam z fotela i ruszyłam w kierunku własnej sypialni. Co prawda nie miałam jeszcze ochoty spać, a godzina wcale nie była tak późna, ale wolałam dać im czas na rozważenie moich słów. Wzięłam z półki książkę, która niedawno wpadła w moje ręce podczas zakupów i zabrałam się za lekturę.

*
Trójka za nami! Przyznam szczerze, że miałam moment, w którym nic nie wydawało mi się odpowiednim do opisania, a każdy kolejny pomysł okazywał się nie tylko coraz głupszy, ale i nie niósł ze sobą możliwości pociągnięcia tego dalej. Na szczęście brak weny mnie opuścił. Teraz z zapałem wystukuję kolejne literki, słowa, akapity, rozdziały... Kurcze, fajna sprawa.

PS
Wiem, doszukiwać się regularności w tym, co publikuję, to jak szukać igły w stogu siana, ale pomyślałam, że skoro trójka jest gotowa, to czemu miałabym się nią z wami nie podzielić?
Ach, no i bardzo dziękuję za te wasze cudowne komentarze. Nawet nie wiecie, jak przyjemnie mi się je czyta. Banan na twarzy od razu siedzi.

8 komentarzy:

  1. Powiem tylko tyle: WOW, WOW i jeszcze raz WOW!
    Początkowo myślałam, że tym natrętnym chłopakiem jest Rafa, ale po "analizie" doszłam do faktu, że on ma inny kolor oczu xD
    Niespodziewany wybawiciel w postaci przyszłego brata Javiera, nie wpadła bym na to.
    Za szybko rzucone obelgi i oskarżenia w stronę chłopaka? Typowe :D
    Hmm, osobiście szczerze stwierdzę, że nie miałabym nic przeciwko gdyby między Javierem i Sarą coś było, przynajmniej teraz :D
    I postawienie Alvaro i Eryki przed faktami: bezcenne *_*
    Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem!
    Napiszę krótko.
    Mega mi się podoba.
    Przepraszam, że nie skomentowałam ostatniego rozdziału. Nie dałam rady. :(
    Czekam na następny.
    Buziaczki. ;*
















    OdpowiedzUsuń
  3. Eeeej, tego się nie spodziewałam! :p Świetny rozdział. Czekam na następny. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyznam, że plan ze śledzeniem mamy był ciekawy i znając moje pomysły zrobiłabym to samo... a jeśli nie: myślałabym z miesiąc, żeby ten temat z moją rodzicielką zacząć O.o Ja też myślałam, że natrętem na ławce może być Rafa, ale jak to już napisała wyżej Paulina (;) nie zgadzał się kolor oczu. Później doszłam do wniosku, że przecież tak być nie może! Rafa musi być wybawicielem! (miałam też chwilowy zawał, że to on umawia się z mamą Sary ;)) Gdy jednak okazało się, że wybawiciel ma na imię Javier... Jestem teraz niesamowicie skołowana! Naprawdę czekam na Rafę ;)
    Po przeczytaniu rozdziału zaczęłam naprawdę żałować, że w moim "mini albumie" brakuje zdjęcia rozjuszonej Katalonki haha ;)
    Oczywiście cieszę się, że zachowała się tak bezpośrednio w stosunku do Eryki i Alvaro. Przynajmniej nie będzie się stresować, że o czymś nie wie :)
    Z niecierpliwością czeeeekam na następny! :D

    Pozdrawiam,
    Ana :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Haha, no proszę. Najpierw załamanie, a później... wszystko się wyjaśniło i jak się okazało nie było tak strasznie, a nawet wyszła z tego fajna historia. Poza tym, turyści z aparatami mieliby fajne pamiątki :D No, ale mniejsza. Rozdział super, bo naprawdę czekałam na wyjaśnienie całego zamieszania i je dostałam. Huh, a naprawdę bałam się, że jej matka ma młodszego.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jej! Jej! JEEEJ! :D
    Arcydzieło! :D
    Niesamowicie podoba mi się ten rozdział. Tak ciekawie kreujesz akcję, że aż chce się czytać i czytać. :)
    Sara ma niesamowite szczęście, że może polegać na Eryce. Dziewczyna miałą rację, że Sara powinna porozmawiać z matką, żeby wszystko stało się jasne. Myślałam, że może sama rozmowa z przyjaciółką sprawi, że Sara troszkę wyluzuje. Ale kiedy pojawił się "kochanek" matki... Wiedziałam, że łatwo nie będzie. :) Mimo że wybawił ją z opresji. (Swoją drogą to takie słodkie. ♥) Nasza bohaterka ma niesamowicie ciekawy charakter, no i "kochanek" jej matki, doskonale przekonał się o tym na własnej skórze. Szkoda tylko, że Sara działa zbyt pochopnie. ;) Ale dzięki temu było zabawniej. ^^ Jej zdziwienie, kiedy Javier pokazał dziewczynie prawdziwego kochanka jej matki, było mega śmieszne. :D Cieszę się, ze koniec końców wyszło na to, że znaleźli wspólny język i nić porozumienia. :) Dzięki temu mogą się teraz spotykać częściej. ^^ A mam wrażenie, że Javier "działa" naprawdę dobrze na dziewczynę. ;)
    Ta uduchowiona Sara, mówiąca o tym, jak bardzo akceptuje związek Alvaro i Eryki... Kolejny raz banan pojawił się na mojej twarzy. ;)
    Tak, ten komentarz jest naprawdę dziwny... Ostatnio (niestety) tylko takie piszę... :/ Musisz mi wybaczyć. xD Ale lepszy taki, niż żaden, prawda? ^^
    Kochana, z niecierpliwością czekam na czwóreczkę. ♥
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem po trzecim rozdziale i bardzo mi się podoba :d
    zaraz musze lecieć jeszcze nadrobić pozostałe bo się wkreciłam
    do tego taki śliczny szablon
    poinformuj mnie jak pojawi się coś nowego :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Mój zapłon z czytaniem nowych rozdziałów jest przerażający, moja wina, przepraszam i obiecuję poprawę :D
    Od początku - strasznie podoba mi się relacja Sary i Eryki. Dobrze jest mieć takiego przyjaciela, który zawsze stanie za tobą murem.
    Alvaro kojarzy mi się z Vazquezem, ale podejrzewam, że to tylko zbieżność imion :D
    Strasznie dynamiczny był ten rozdział. Sama uwierzyłam w to, że matka Sary faktycznie ma romans z jakimś młodzikiem, a potem, gdy prawda wyszła na jaw, byłam prawie pewna, że w końcu pojawił się Rafael, ale mamy jeszcze po drodze jakiegoś Javiera, który też wydaje się być spoko gościem.
    Bardzo fajnie to wszystko wyszło i jeżeli nadal bedziesz miała takie genialne twistowe pomysły to bardzo możliwe że to opowiadanie będzie jednym z moich ulubionych <3
    Życzę weny na pisanie oraz tysiąca kolejnych pomysłów na tę historię,
    buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń

Zaczytani